15 października 2003 00:12
Ratować i dorsza, i rybaków
źródło: onet.pl Bez dorsza nie przeżyją... "Głos
Szczeciński": Do lutego 2004 r. ograniczono limity połowowe
dorsza. W efekcie polscy rybacy zamiast 16 tys. będą mogli złowić
tylko 12 tys. ton tej ryby. Ich zdaniem jest to limit głodowy,
mogą nie przetrwać. |
.
Mój komentarz
Jest ważne, by urzędnicy postępowali zgodnie z zasadą, że trzeba dążyć do ugody wszystkich zainteresowanych stron , a nie do stwarzania przymusu. Ta zasada nie jest przestrzegana nawet przez tak dostojne gremium jakim wydaje się być Konwent UE. Zjawisko wydaje się więc powszechne.
Podam przykład działania godnego pochwały, który tylko z pozoru wydaje się odległy, bo dotyczy dość egzotyczngo konika morskiego na terytorium odległych Filipin. Został zrealizowany tam wieloletni progrmam ochrony konika. Dokonała tego jedna dzielna osoba, kobieta biolog, bodajże Belgijka (nie pamiętam szczegółów), która spędziła tam wiele lat, angażując się w tą sprawę (film opowiadający o tym był emitowany w TVP).
Udało się tam z jednej strony założyć rezerwaty, w których ginąca populacja konika odrodziła się w ciągu kilku lat , a zdrugiej strony udało się pozostawić obszary jego pozyskiwania przez miejscowa ludność tak, by mogła ona przetrwać na tym obszarze. Jest to wspaniały przykład rozumnego działania i uporu, bo stan początkowy nie obiecywał szczęśliwego końca. Ważne też w tej sprawie było to, że miejscowa ludność, początkowo nieufnie nastawiona do programu, widząc rzetelność działań organizatorki uczestniczyła w nim potem aktywnie. Miała więc miejsce , choć nie od początku , pełna ugoda stron.
Wróćmy na nasze podwórko.
1/ W przypadku ograniczenia połowów dorsza nie mamy doczynienia z postępowaniem rozumnym. Z prostego przeliczenia ilości kutrów i ilości rybaków na kutrach (zawsze ich tam się pięciu conajmniej uwija) wynika skromna mieisięczna ilość przypadająca na jednego rybaka i jego rodzinę.
2/ Z faktu, że wszystkie firmy oprotestowały decyzję można wyciągnąć wniosek, że ma miejsce całkowity brak ugody stron. Jednomyślność wśród opozycji na to wskazuje.
3/ Opinia o odradzaniu się dorsza pochodzi z wielu źródeł. Można ją zbadać i potwierdzić przez grupę ekspercką, a najwyraźniej nie została ona uwzględniona.
4/ Podobnie jak na Filpinach mamy tu doczynienia nie tylko z zagrożoną grupą zawodową. Zawód rybaka jest wrośnięty w kulturę rejonów nadmorskich. Problem jest więc znacznie szerszy.
Jednym z rozwiązań byłoby ograniczenie połowów, jeśli jest to naprawdę konieczne i jednoczesne dopłacanie rybakom tyle do ceny rynkowej złowionej ryby, by wyrównać im niezawiniony , ale wymuszony spadek dochodów.
Ratując dorsza zgubi się rybaków. Trzeba ratować i dorsza i rybaków.