- Gdyby to było w innych czasach, tobym pana
wyzwał na pojedynek i zabił - tak, według "Dziennika",
miał powiedzieć Markowski do Libery.
Spór obu
panów zaczął się od debaty na łamach "Dziennika",
w której obok pisarza i krytyka uczestniczyła też Anna
Burzyńska, kierownik literacki krakowskiego teatru im. Juliusza
Słowackiego, prywatnie żona Markowskiego.
Przed odjazdem
pociągu do Krakowa Libera zabawiał Burzyńską czytając jej swoje
poezje. Po powrocie do domu kobieta opowiedziała wszystko
mężowi, który bez skrupułów wyszydził Liberę w
felietonie na łamach "Tygodnika Powszechnego".
Sprowokowany reżyser nie pozostał dłużny i, jak pisze
"Dziennik", "dał odczuć Burzyńskiej swoje
niezadowolenie". Wtedy nie wytrzymał Markowski i
zapowiedział krwawą zemstę.
Gdy nieświadomy niczego
Libera uczestniczył w zebraniu zespołu z dyrekcją teatru im.
Słowackiego, na salę nagle wtargnął Markowski. Gwałtowna wymiana
zdań między panami zakończyła się dramatycznie. Krytyk podszedł
do reżysera i z całej siły uderzył go w twarz, po czym oddalił
się, pozostawiając za sobą wstrząśniętych aktorów i
mdlejącą małżonkę - podaje "Dziennik".
Markowskiego
w obronę wziął ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny "Tygodnika
Powszechnego". - Według Kodeksu Boziewicza mąż jest
pierwszym, który powinien bronić honoru żony. Jako dobry
chrześcijanin, głoszę raczej, by nadstawić drugi policzek, ale
nie każdy felietonista "Tygodnika" musi być dobrym
chrześciajninem... - powiedział 'Dziennikowi".