powrót


16-07-2014 13:00

Nie sięgaj po nie swoje w Internecie – problem cywilizacji, czyli

skąd się nam wziął Tusk i ferajna

Stanisław Janecki napisał interesujący artykuł o stanie polskiego państwa ( >>tutaj ) , interesujący szczególnie dlatego , że jasno pokazuje jakie mentalne lepiszcze trzyma to wszystko ( czyli państwo polskie ) w kupie , w kupie z którą absolutnie w tej postaci nie chcemy się identyfikować . Rzeczywiście taka RP ( taka jaka wyziera ku nam z taśm Belki , Sienkiewicza i innych ) przypomina wyglądem i zapachem stertę ekskrementów , a lepiszczem jest przyzwolenie na sięganie po nie swoje . Czujemy się teraz tak , jakbyśmy weszli do szaletu w zakazanej dzielnicy - nieprzyjemny zapach i tylko wiać , żeby ujść z życiem. Bełkot jaki usłyszeliśmy z ust Belki i Sienkiewicza jest odpychający i wprawia w przerażenie , że oto kręgi najwyższej władzy są aż w takim stanie umysłu , bo to dowodzi , że Państwo nie istnieje ( co zresztą sami obwinieni dostrzegają ) , jednak to przerażenie powinno doprowadzić nas do właściwych wniosków .

Janecki napisał : "Ta władza i jej różne kręgi interesów oraz wsparcia nie tylko walczą o przetrwanie, ale często wręcz o życie. Dysponują oni około trzymilionową wierną armią, niemającą innego wyjścia jak stać przy wodzu Tusku i pomniejszych kacykach, żeby zachować to , co się nakradło, zachachmęciło, sprywatyzowało z publicznego majątku."

Janecki widzi trzymilionową armię , a ja dostrzegam jeszcze głębiej , za nią ( pod nią ) kolejne miliony o rozmytych , niesprecyzowanych poglądach na własność . Ta trzymilionowa armia nie wisi bowiem w próżni . Kiedy całe społeczeństwo nie jest moralne , nie kieruje się względem na drugich , to górę biorą jednostki najagresywniejsze , całkiem wyzute z moralnych wątpliwości .

Dalej Janecki pisze tak:

" Sitwy były w PRL i funkcjonują od początku III RP, lecz w ostatnich latach stały się najczystszą ( czy raczej najbrudniejszą) patologią " .

To bardzo ważne spostrzeżenie , bo pokazuje potęgowanie się zjawiska wraz z upływem czasu .

Własność intelektualna

Tu przechodzę do problemu , który obserwuję od ponad 30 lat , a który można nazwać problemem „cywilizacyjnym” , wynikłym z rozwoju , z postępu techniki , obecnie bardzo nabrzmiałym i dalej nierozwiązanym . Mam na myśli nieuprawnione korzystanie z własności intelektualnej popularnie nazywanym sięganiem po "nielegale" czyli po nielegalne treści w internecie . Dotyczy to również kopiowania książek i muzyki . Rozpoznanie , że własność intelektualną należy traktować równie poważnie jak własność przedmiotów nazywam problemem „cywilizacyjnym”. Dopóki nie było internetu , ten problem dotyczył wąskiej grupy ludzi pracujących w wydawnictwach czy działających na polu sztuki . Obecnie potrzebą ogółu ludzi stała się umiejętność rozeznania czym jest własność intelektualna oraz przekonanie , że należy mieć do niej taki sam stosunek jak do własności przedmiotów . Jeśli bowiem jesteśmy niewątpliwie przekonani , że nakaz dekalogowy „nie kradnij” w odniesieniu do przedmiotów ma dla nas wagę podstawową , to z własnością intelektualną tak nie jest . Pokazują to statystyki i bardzo swobodny stosunek do treści zamieszczanych w internecie .

Lata 60-te

Kilkadziesiąt lat temu ( lata 60-te) problem nie istniał w skali masowej , poza nielicznymi grupami wydawców , o czym wspomniałem już wyżej . Nie stworzono jeszcze wówczas kopiarek dokumentów ani powszechnie dostępnych nagrywarek muzyki , ani nie było komputerów i internetu . Winylowej płyty nie można było "przegrać", a co najwyżej można ją było pożyczyć koledze . I tak płyta mogła krążyć pomiędzy znajomymi w jednym egzemplarzu , i podobnie książka . Dekalogowe "nie kradnij" dotyczyło wówczas przedmiotów materialnych ( obiektów fizycznych ) i było jasno rozumiane . Ukraść oznaczało zabrać sobie nie swoją rzecz bez pozwolenia właściciela . Akt kradzieży był łatwo zauważalny , bo przedmiot znikał z przed oczu właściciela , więc i reakcja była natychmiastowa . Istniało potępienie społeczne dla kradzieży , była więc poskramiająca odpowiedź . Kradzieże oczywiście miały miejsce ale wskutek reakcji społeczeństwa miały swoje ograniczenie . Istniała dla nich tama , której wobec tego wielu jednak nie przekraczało .

Lata 70-te

Potem , w latach 60-tych ( w Polsce w latach 70-tych) pojawiły się kopiarki dokumentów i zaczęło się "kserowanie" książek i czasopism . Zaistniało wówczas swobodnie i powszechnie powielanie treści , przenoszenie treści , tworzenie kolejnego egzemplarza dokumentu ( książki, artykułu ) , w oderwaniu od zgody autora ( jedno z praw autora) , a przede wszystkim bez odprowadzenia odpowiedniej , należnej kwoty pieniężnej na jego korzyść ( kolejne prawo autora) . Pojawiła się tym samym łatwa sposobność sięgania po nie swoje , której nie towarzyszyła , jak przedtem , krzycząca jawność zaboru własności , jak to miało miejsce przy zaborze konkretnego przedmiotu . Oryginały dalej istniały niezawłaszczone , a namnażały się kopie . Z kopiarki korzystać mógł każdy . Aktu kopiowania nikt nie dozorował ( nie obserwował , a więc i "nie widział" , nikt nie patrzył na ręce) , a nawet nie było takiego zamiaru , bo przez wiele lat świadomość aktu zawłaszczenia mieli tylko nieliczni pracownicy wydawnictw oraz sami autorzy . Świadomość prawna wśród społeczeństwa była wówczas niewielka ( a i dzisiaj wielka nie jest ) . Dodatkowo kopiowanie było postrzegane jako postęp , rozwój , spotęgowanie ludzkich możliwości , więc towarzyszyła mu atmosfera wzbogacenia i swobody . Ponieważ PRL sam w sobie był jednym wielkim przekroczeniem prawa , prawa narodu do samostanowienia , więc i inne obszary prawa uległy wówczas zakłóceniu i niedoinformowaniu . Nie przypadkiem był to okres upadku w Polsce nauk humanistycznych , w tym nauk prawnych , czego dzisiaj nikt nie kwestionuje . I tak , wraz z kopiarkami , w praktyce społecznej zaistniało wiele dziesiątków milionów aktów ( myślę , że nie przesadzam z ilością ) , aktów zawłaszczenia własności .

Jeśli spojrzymy na grupę ludzką jak na tygiel , w którym wskutek wzajemnych interakcji tworzą się ustabilizowane wzorce osobowe , to niewątpliwie te tak liczne akty zawłaszczenia musiały stworzyć atmosferę powszechnego przyzwolenia dla sięgania po nie swoje .

Pamiętam , a było to w latach 80-tych , jak pewien mój starszy kolega w pracy , osoba po wyższych studiach , szef grupy , osoba inteligentna i wrażliwa na potrzeby drugich ( przynajmniej taki wydawał się być) , na moje wątpliwości , jakie wyraziłem przy okazji "kserowania" przez niego jakiejś książki powiedział z uśmiechem :"skoro można kopiować fragment , to kopiuję zawartość bez pierwszej i ostatniej strony" (?!) . Tak oto znalazł on wytrych do rzeczywistości, do porządnej rzeczywistości , wejście do niej tylnymi drzwiami - fragment jest przecież wielkością niezdefiniowaną . Jednak za tym jego działaniem stała gotowość do sięgania po nie swoje , ukształtowana w nim przez kilkanaście lat praktyki . Inny z kolei stwierdził , że jeśli skopiuje kilka stron , "to tamtym , gdzieś , w jakimś Santa Barbara ( miał na myśli Dolinę Krzemową) , z pewnością nic nie ubędzie ( tak są zamożni)". Sprawa dotyczyła dokumentacji oprogramowania , na której widniała informacja : "żaden fragment tej publikacji nie może być kopiowany bez zgody firmy" . Czy coś ich tłumaczy ? Czy za takimi postawami stoją jakieś przyczyny , które usprawiedliwiałyby ich działanie ? - jak na przykład usprawiedliwieniem jest stan wyższej konieczności ( katastrofa czy stan zagrożenia życia wymagający niezwłocznej interwencji ) . Nic takiego nie miało miejsca . Za tym stało niezmiennie przyzwolenie dla sięgania po nie swoje , bo sytuacje były jak najbardziej stabilne pod każdym względem . Można było podjąć różne działania nie przekraczające praw autorów jak chociażby odręczne notatki poczynione przy lekturze tamtych publikacji .

Nie będę cytował innych wypowiedzi w tym duchu , a poznałem ich wiele i padały z ust takich "znakomitości" tego narodu , jak generał wojska polskiego , profesor nauk technicznych , kilku dyrektorów firm zatrudniających po kilkaset osób czy nawet ze strony Prokuratury ( dane personalne zachowam dla siebie , działo się to około 20 lat temu ) . Publicznie znanym przykładem licznych naruszeń była kancelaria Kwaśniewskiego , wówczas Prezydenta RP. Szkoda wszystkich wyliczać . Wspominam tych , od których należałoby oczekiwać , by okazali się porządni . To w kontekście obecnej atmosfery wokół naruszeń Praw Autorskich , w których głównymi ujemnymi bohaterami jest młodzież , najmniej zorientowana z racji chociażby wieku .

To był czas kserokopiarek ale także czas już ogólnie dostępnych magnetofonów . I znowu przypomina mi się rozmowa z dyrektorem jednej ze szkół , do której uczęszczała moja córka . Wyraziłem wątpliwość z powodu nagrania udostępnionego mojej córce na taśmie , do odsłuchania , nagrania utworu muzycznego , nagrania nieoryginalnego , kopii wykonanej na terenie szkoły dla celów dydaktycznych . Usłyszałem zdziwione pytanie : "to pan chce czy nie , żeby córka uczyła się ?" . Jakby dydaktyka nie była działalnością profesjonalną , która wymaga finansowania . Tu uwaga do posłów , którzy jednym pociągnięciem pióra otworzyli szeroko drzwi ( drzwi "legalności" , a przecież bezprawia ; legalne to usankcjonowane przepisem państwowym ) dla bezprawnego kopiowania dla celów dydaktycznych . Trzeba i warto zauważyć , że prawo tzw. "państwowe" nie oznacza automatycznie praworządności , praworządności rozumianej jako postępowanie w zgodzie z interesem ogółu ale bez naruszenia praw jednostki . Znanym drastycznym przykładem było prawo państwa hitlerowskiego ( nie będę tematu rozwijał , bo jest powszechnie znany ) . To co "legalne" w jakimś państwie niekoniecznie musi pokrywać się z tym co praworządne i tak jest właśnie w tym punkcie ustawy o prawach autorskich , która dopuszcza kopiowanie dla celów dydaktycznych .

Nie stać nas na coś ? to po to nie sięgamy . Koniec , kropka .

Kto tego nie rozumie , taki otwiera drzwi dla sięgania po nie swoje , szczególnie szeroko jak widać , kiedy jest posłem .

Epoka komputerów osobistych

Potem przyszła epoka komputerów osobistych ( rok 1982 , pierwszy PC firmy IBM i szereg komputerów domowych : Commodore, Atari ) . Urządzenia komputerowe wyposażone w zdolności kopiowania pojawiły się już nie tylko w każdym biurze ale nieomal w każdym domu .

Pamiętam pewien artykuł opublikowany w latach 80-tych w jakimś czasopiśmie komputerowym , kiedy istniał już powszechnie dostępny internet . Publicysta amerykański postulował, żeby nie dopuszczać w sieci produktów darmowych . Argumentował , że to spowoduje rozprzężenie moralne . No bo skoro można mieć coś "za darmo" , to powstaje pokusa , żeby unikać płacenia za cokolwiek . Było to wyrażenie słusznej obawy przed nadchodzącymi powszechnymi procesami . Czy postulat do końca słuszny ? Czy twórca chcący zaistnieć na rynku w otoczeniu silnej konkurencji nie może mieć szansy dokonania darowizny i tym samym "wejścia" na rynek ? Nie wydaje się to słuszne .

Rzecz nie w tym , żeby tylko ograniczać swobodę ale w tym , że również uczyć korzystania z niej w sposób nie krzywdzący otoczenia .

Moralność to rygory nałożone na swobodę ale rygory wewnętrzne każdego z nas , nie sztuczne przymusy zewnętrzne , administracyjne ( nie te głównie ) ale te skonstruowane w procesie kształcenia osobowego , społecznego .

Gdyby szacować obecnie ilość przekroczeń jakich dokonuje społeczeństwo polskie , jak zrobiłem to wyżej w przypadku kopiarek , to nie wydaje się przesadzona liczba wielu miliardów ( kilka , kilkanaście milionów użytkowników pomnożona przez setkę mp3 , kilka czy kilkanaście filmów , kilka "windowsów" ściągniętych od kolegów , kilka setek kopii fotografii ściągniętych z portali , na których pokazuje się informacja o niedopuszczalności kopiowania , co można obejść dokonując zrzutu z ekranu i co jest niedopuszczalne(!) ) . Widzimy , że

proces zepsucia pogłębia się wraz z upływem czasu , a to , w następstwie , jako suma wzajemnych wpływów musi przełożyć się na pogorszenie funkcjonowania grupy , całego narodu .

Przypominam sobie wyniki niedawnego sondażu , z których wynikło , że nieomal każdemu z nas przynajmniej raz ukradziono rower, okradziono piwnicę lub działkę - to już współcześnie . To są informacje alarmujące, wskazujące na ogólne rozprzężenie moralne .

Szacuję , że opisane wykroczenia z lat 70-tych i 80-tych , i późniejsze łącznie , przesunęły zepsucie grupy polskiej z -1 na -5 w skali 10-stopniowej .

Mówi się , że dzisiaj klną wszyscy i są liczne tego przykłady ( jak nagrania wiodących dziennikarzy nieświadomych , że są nagrywani , czy wspomniane taśmy z nagraniami Belki i Sienkiewicza ) . Pamiętam moje czasy szkolne z lat 60-tych . Wówczas w mojej klasie klęło kilku na 40-stu uczniów , zdecydowanie tylko dwóch , reszta zaś była zbulwersowana ich językiem . Kiedy słyszałem ich wypowiedzi czerwieniłem się . O nich mówiono "chuligani" i było to poważne piętno . Pamiętam dyskusję osób dorosłych osób czy można użyć słów takich jak "psiakrew" czy "cholera". Słowo "d..pa" nabazgrane kredą na szkolnym płocie wydawało się najwyższym świętokradztwem . Za to całkiem niedawno zdarzyło mi się usłyszeć "rozmowę" dwóch osób ( wzajemna wymiana kilku wątpliwych komunikatów , trwająca kilka nieznośnie dla mnie długich minut - miało to miejsce w autobusie i nijak nie mogłem uciec ) złożoną głównie z powtórzonego wielokrotnie słowa "k...wa", tak , że z ogromnym trudem wyłowiłem zasadniczy przekaz , którym było … głównie i przede wszystkim okazanie niezadowolenia .

Inwektywy wyrażają w istocie silne negatywne emocje ( i tylko emocje) i pojawiają się w grupach , w których zachodzą poważne naruszenia praw jednostki , kiedy to protest staje się odczuwany przez wszystkich i staje się tak nieznośny , że puszczają hamulce . Wówczas już niczego poza protestem nie wyrażamy , bo nic nie przedrze się wtedy ponad poczucie gwałtu , jakiego doświadcza każdy członek grupy . Im więcej naruszeń , tym większe emocje , tym więcej przekleństw , tym mniej zrozumienia czegokolwiek , tym większe zamieszanie , aż w końcu totalny chaos . No i mamy to , co mamy . Mamy chaos . Nie działają żadne instytucje , a nawet już nie istnieją instytucje ( porównaj wypowiedź Pawlaka >>tutaj ) :

"premier pozbył się ludzi , którzy potrafili zarządzać".

Premier oddał się redukowaniu negatywnych emocji czyli sterowaniu opinią publiczną przez stosowanie różnorakich socjotechnik z pominięciem rządzenia , byleby tylko trwać .

Czy te zjawiska są powszechne ? i jeśli tak - bo łamanie Praw Autorskich jest powszechne , to dlaczego skutki u nas przybierają tak drastyczną postać , a u innych , w innych krajach nie ? Jak powiedział ktoś znany przed wojną ( przykro mi ale nazwiska nie zapamiętałem , może ktoś mnie w tym miejscu uzupełni ) :

"to co u innych jest katarem , to u nas , od razu musi stać się zapaleniem płuc ".

Nie usprawiedliwiam Tuska , bo jego wycofanie się z rządzenia ( jest to powszechnie już uznanym faktem ) jest dyskwalifikujące go jako premiera , a jednak zauważmy rzeczywiste podłoże jego postawy . Jest nim ogólne zepsucie i towarzyszący temu kolosalny wzrost agresji . Diagnoza o "zapaleniu płuc" wskazuje , że jesteśmy grupą specyficzną , o większym uwrażliwieniu niż inni dookoła , inni w Europie i na świecie , grupą o zwiększonej odpowiedzialności za dokonywanie naruszeń praw bliźnich . Dlaczego tak jest , jest odrębnym zagadnieniem . Głównym tematem , do którego ograniczam się tutaj są powszechne w naszym kraju naruszenia własności , co rzutuje na stan kraju i stan Państwa jako formy organizacji społecznej . Moim celem było pokazanie , że mamy do czynienia z trwającym od lat , ciągłym i nieustającym procesem psucia .

Tusk jest wątpliwym tego zwieńczeniem , jakiego nie chcemy ale nie wolno nam zamknąć oczu na naruszenia praw w przeszłości leżące u podstaw .

Nie ukrywajmy sami przed sobą , że znaleźliśmy się na dnie - tu zalecane codzienne odsłuchiwanie Belki i Sienkiewicza ale bez seansów nienawiści , tylko ku pouczeniu i przestrodze . Znaleźliśmy się na dnie , bo kraj , którego premier nie rządzi , taki kraj „nierządem stoi” . Cwaniacy rozdrapują na prawo i lewo , co tylko się da , a premier trwa , jak strach na wróble , w szczerym polu .

Jak to zmienić ? ano tylko edukacją . Innej drogi nie ma . Najpierw zrozumienie , że nie ma innej drogi poza byciem porządnym , co pozwoli nam odbić się od tego dna , a potem mozolna i nieustanna edukacja młodego pokolenia czym jest szacunek dla drugich i dla ich pracy , i dla ich potrzeb życiowych równych naszym potrzebom , bo tego dotyczy wiedza o Prawach Autorskich . Trzeba uświadamiać już małe dzieci w szkole podstawowej , że

muzyka, filmy , programy komputerowe nie są jak kamienie leżące przy drodze ,

które każdy może podnieść , ale że są wytworami ludzkiej pracy , wysiłku , talentu , i że ci ludzie też mają dzieci , które muszą nakarmić i ubrać , i dlatego za ich pracę należy im zapłacić , a kiedy się tego nie robi , to się ich krzywdzi . Takie myślenie oznacza

wgląd w duszę drugiego i współczucie .



Własność intelektualna – problem wyższej cywilizacji

I w tym miejscu zwróćmy uwagę , że rzeczywiście rozpoznanie wagi szacunku dla własności intelektualnej w oparciu o powyższą argumentację ( wgląd w duszę drugiego ) jest rzeczywiście problemem „cywilizacyjnym” , że jego rozwiązanie „ucywilizuje” nas wszystkich ( cywilizacja jako stan przeciwny barbarzyństwu ) . Uwzględniając tę argumentację , ucząc jej nasze dzieci na poziomie podstawowym , w szerokiej masie wszystkich społeczeństw , przeniesiemy się wszyscy na wyższy poziom świadomości społecznej . Trzeba nam więc uwolnić się od patrzenia na łamanie Praw Autorskich tylko przez pryzmat korzyści materialnych .

Dostrzegając bowiem wymiar kulturowy tego zagadnienia możemy wyjrzeć poza jego kryminalne znaczenie i możemy przestać skupiać się li tylko na dalszej penalizacji życia społecznego ( poszerzanie przepisów karnych ) , żeby podejść do problemu w sposób systemowy , z odejściem od akcentów strachu i przymusu , a ze świadomym podkreśleniem walorów doskonalszego współżycia .

Rzut oka wstecz pozwala nam teraz ujrzeć polskie problemy jako wycinek procesu przemodelowywania się , przechodzenia całej cywilizacji na wyższy poziom świadomości społecznej . Obecność coraz doskonalszych wytworów ( przykładem komputery i wszechobecne pochodne technik komputerowych, kserokopiarki, drukarki ) , wytworzone z zaangażowaniem najnowszych , wyrafinowanych technologii , opartych z kolei na ogromnie złożonej wiedzy wszystkich nauk , to doprowadziło do spotkania się w sieci nas wszystkich , zbliżyło nas do siebie , pozwoliło nam dawać i brać , ale jednocześnie postawiło to przed nami nowy wymóg wyższej kultury współżycia .

Już nie strach przed sankcjami karnymi ma nas powstrzymywać przed naruszeniami praw ale zrozumienie i współczucie dla autora jako bliźniego .

Nie wolno nam więc , jak uważają niektórzy , postrzegać przedmiotów kultury jako dorobku ludzkości , a prawa autorskie postrzegać jako przeszkody w dostępie do tego dorobku . W internecie , na rynku wydawniczym , na rynku sztuk wszelakich , „przedmioty kultury nie są jak kamienie leżące przy drodze” ale są wytworem wysiłku intelektualnego ich autorów . Ułatwienie w dostępie poprzez Internet pociąga za sobą „utrudnienie” w obszarze kulturze osobistej w skali takiej , jak kiedy domagamy się , żeby gość , który wszedł powiedział „dzień dobry” , „do widzenia” i „dziękuję” , i żeby wychodząc nie zabierał ze sobą krzesła na którym siedział .

Sposób udostępniania obiektów w sieci

Wszelkie obiekty , dostępne w sieci , powinny mieć jasno określony status ( free, public, do kopiowania , tyko do odczytu, itp.) i należy pilnować , żeby znajdowały się w sieci wraz z takimi informacjami integralnie sprzężonymi w pakiecie ( to jest łatwe do zrobienia ) . Z kolei wszelkie aplikacje służące do kopiowania ( np. zrzut ekranu ) powinny ostrzegać przed naruszeniami praw autorów , co da się zrobić w oparciu o informacje o formie udostępnienia ( statusie) dołączone do obiektów . Na etapie barbarzyństwa potrzebne były kłódki , na etapie wrażliwości na krzywdę i prawa drugich potrzebne i niezbędne są informacje o granicach .





powrót